niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział II - Lilia

Księżyc, niczym srebrna kula wisiał na atramentowym niebie. Jego delikatne światło padało na ruiny niegdysiejszej smoczej twierdzy.
 - Jesteś pewna? - spojrzała na nią siedząc na stercie gruzu.
 - Jak nigdy dotąd. - uśmiechnęła się odrzucając mleczno-biały warkocz do tyłu. - Jak tylko zdobędę resztę kluczy, zabiję go bez najmniejszego wysiłku.
 - A co z nami? - znowu spojrzała w lustro. Pokazało jej ich ofiarę, ginącą od jasnego światła, zapewne należącego do jej pani.
 - Wy jesteście tylko narzędziami. Nie będziecie mi już potrzebne gdy misja się powiedzie. - odparła sucho. Zerknęła z niepokojem na smoczycę siedzącą na stercie kamieni. Mimo że była pewna, że owe stworzenie nie wymknie się jej z pod kontroli, wolała ją trzymać na dystans. "W końcu wściekły pies, choć bywa użyteczny, nigdy nie sypia obok stóp pana."
 - Czyli... masz zamiar nas zabić? - odezwała się po chwili, świdrując ją złoto-zielonymi oczyma.
 - Nie. Po prostu puszczę was wolno. Nic do was nie mam.
Kiwnęła głową i znów spojrzała w lusterko. Odgarnęła kosmyk bordowych włosów i zmarszczyła brwi.
 - Nie podoba mi się to światło. Nie wygląda jak twoje. - powiedziała zeskakując z ruin. Zaniepokojona magini, wyrwała jej lustro. Rzeczywiście, światło od którego ON giną, nie należało do niej. Było inne. Jednak nie przejęła się tym zbytnio. Ważne by smoczy zabójca zginął. Jak najszybciej. 

~*~*~*~

Szli wąskim korytarzem hoteliku. 
 - Powiesz coś w końcu?! - burknął zniecierpliwiony Natsu idąc za blondynką. - Nawet się nie przedstawiłaś!
 - Lilia Forest. - mruknęła tylko.
Doszli na koniec korytarza. Dziewczyna otworzyła drzwi do pokoju nr 57
 - Mamy szczęście, że udało nam się zdobyć coś do spania. Gdyby nie ty, siedziałabym teraz w dwa razy większym pokoju. - powiedziała szorstko gdy Natsu mijał ją w drzwiach. Gdy tylko wszedł do pokoju, zamknęła drzwi na klucz i sprawdziła czy nie ma zamontowanych żadnych podsłuchów i kamer. Nie zajęło jej to dużo, bo pokoik był bardzo mały. Miał tylko jedno, dwuosobowe łóżko, niewielki stoliczek i krzesło. 
 - A więc? Powiesz coś? - zapytał chłopak, gdy tylko Lilia opadła na łóżko. Stanął nad nią z skrzyżowanymi rękoma i zaczął wiercić ją wzrokiem. Magini westchnęła i podniosła się.
 - Co chcesz wiedzieć? - zapytała ciężko i spojrzała na smoczego zabójcę.
 - Wszystko. Skąd masz klucze Lucy? Gdzie ona jest i co robi? Kim TY jesteś? I tak dalej...
Blond-włosa spuściła wzrok.
 - Lucy.. to moja bliska przyjaciółka. Znam ją od... zawsze. Jakoś rok temu spotkałam ją w Magnolii. Oddała mi swoje klucze i powiedziała, że musi opuścić gildię, ponieważ ma bardzo ważna misję do wykonania. Od tamtej pory jej nie spotkałam. - wyjaśniła. Mówiła wolno, tak jakby każde słowo sprawiało jej ból.
Natsu przekrzywił głowę i zmarszczył brwi.
 - Dlaczego jesteś do niej tak podobna? Nie... dlaczego wyglądasz niemalże identycznie jak ona? Macie nawet taki sam głos, zachowujecie się tak samo... tak samo pachniecie... O co tu chodzi?! - zapytał w końcu.
 - Przepraszam... nie mogę nic więcej powiedzieć... . Wiem, że to dla ciebie ważne, ale naprawdę... nie mogę. - powiedziała cicho i spojrzała na niego. - A wy? Kim jesteście?
 - Jestem Natsu Dragneel, Smoczy zabójca. Jestem przyjacielem Lucy, dlatego muszę ją odnaleźć. - odparł. Mimo że nie miał ochoty zdradzać tej dziewczynie wszystkiego, coś mówiło mu, że może jej ufać.
 - Szukasz jej mimo że tego nie chciała? - rzuciła po chwili Lilia, przypatrując mu się. Spojrzał na nią zdumiony.
 - Co? Skąd wiesz że...? - zaczął, ale dziewczyna przerwała mu pospiesznie:
 - P-powiedziała mi. W każdym razie, jeśli jesteś jej przyjacielem, dlaczego nie spełnisz jej prośby? Dlaczego tak bardzo chcesz ją odnaleźć? Nie zastanowisz się nawet dlaczego nie chciała żebyś ją znalazł...
Odwrócił wzrok i zamyślił się. Dlaczego? No właśnie, dlaczego ciągle jej szuka? Jaki jest powód? I dlaczego Lucy tego nie chce?
- Lucy to ktoś więcej niż przyjaciółka. - powiedział w końcu. - Nie wiem dlaczego tak bardzo chcę znowu ją zobaczyć. Może dlatego, że się o nią martwię? Nie chcę żeby coś jej się stało... chcę ją chronić. Jest dla mnie ważniejsza niż ktokolwiek inny.
Podniósł wzrok... i napotkał jej oczy. Były brązowe. Takie same jak oczy Lucy. Przez chwilę wydawało mu się że to nie Lilia przed nim siedzi, ale Ona, mag gwiezdnych duchów. Chwile mijały długo, minuty ciągnęły się w nieskończoność, a oni nadal wpatrywali się w siebie.
 Jednak w końcu, magini poderwała się jak oparzona i odwróciła wzrok.
- Idę po mój bagaż. - powiedziała szybko i wyszła nawet się nie oglądając.

~*~*~*~

Schowała twarz w dłoniach. Nocny chłód przenikał ją na wskroś. Jedyne czego teraz pragnęła to znowu poczuć jego ciepło. Jednak jeśli teraz zrobi choć jeden fałszywy krok, straci go na zawsze... w końcu nigdy nie wybaczyłby jej tego kłamstwa. 
 - Jesteś taka słaba, Pani. - usłyszała nad sobą głos pełen współczucia. Poniosła głowę i ujrzała małą dziewczynkę o krótkich, brązowych włosach wyglądających jak sowie pióra, ubraną w beżową sukienkę. Miała duże, żółte oczy, bystre i mądre, a z jej pleców wyrastały sowie skrzydła. 
 - Tyle razy ci mówiłam, żebyś nie zwracała się do mnie per "pani". - powiedziała Lucy i podniosła się. Położyła rękę na głowie dziewczynki i spojrzała na nią troskliwie.
 - Jesteś słaba. - powtórzyło dziecko.
 - Wiem, dlatego muszę ciągle trenować. Bez tego nie zakończę misji.
 - Nie o to mi chodzi, Pani. Jesteś silna ciałem, ale twoja dusza nadal jest wiotka i pozbawiona ochrony. 
Uniosła brwi i spojrzała na sówkę. 
 - Jeśli nadal będziesz myśleć o tym chłopaku nigdy nie ukończysz zadania. 
 - Ale... nie mogę teraz o nim zapomnieć. Nie teraz, kiedy...
 - Więc wróć do niego! - przerwała jej dziewczynka. Złapała dłoń, którą Lucy położyła na jej głowie i ścisnęła. - U jego boku możesz stać się silniejsza niż walcząc samotnie.
 - Ale... nie mogę. Znienawidzi gdy pozna prawdę... poza tym... nie chcę by...
 - A więc jeśli chcesz być naprawdę niepokonana, masz do wyboru dwie drogi: Możesz do niego wrócić, przyznając kłamstwo i biorąc na swe barki jego gniew, lub miłość, oraz chroniąc go przed upadkiem albo zapomnieć o nim na zawsze i wyzbyć się uczuć do niego. Musisz coś wybrać, jeśli chcesz zakończyć misję.
Lucy westchnęła i uśmiechnęła się słabo.
- Jesteś naprawdę mądra. - powiedziała.
- Którą drogę wybierzesz? - zapytała sówka jakby nie słysząc komplementu. Nadal świdrowała swą właścicielkę żółtymi oczyma. Lucy posmutniała.
- Cóż... nie wiem. Czas pokaże. - powiedziała cicho.

~*~*~*~

Stała tam, w kałuży krwi. Dziewczyna o włosach koloru mleka i białej sukience. 
Opadła na kolana.
Spojrzała na swoje zakrwawione ręce. Zaczęła się trząść.

- Co ja zrobiłam...? - zapytała słabo i podniosła wzrok. 

Przerażenie i głębokie zdziwienie malowało się w jej nieskazitelnie błękitnych oczach.

- Dlaczego...?
Złapała się za głowę. 
Strach niczym trucizna zalał całe jej ciało i umysł.
Zaniosła się gwałtownym i histerycznym szlochem.

Chciałam coś powiedzieć. Pomóc jej.
Czułam wszystkie jej emocje. Roznosiły ją.
Niczym bomba która przed chwilą wybuchła.
A ja stałam tylko nad nią i nad ciałem smoczego zabójcy.
Biedactwa... 

Spojrzała na mnie.
Nagle jej oczy zajarzyły się szaleńczym gniewem.
Czułam jej złość, panikę, wszystko. 
- TO TWOJA WINA! - krzyknęła cierpkim, zachrypłym głosem.

Wszystko spowiło białe światło.
Światło tak jasne, że aż chciało się płakać.

Zerwała się gwałtownie. Dyszała ciężko, była cała mokra od potu. 
Rozejrzała się. Ah, tak. Jest w pokoju. Za oknem było jeszcze ciemno
- To sen... - szepnęła do siebie. Przymknęła oczy i powoli uspokoiła oddech. Ten koszmar śnił się jej odkąd zawarła pierwszy kontrakt z Suriuszem. Co kilka  nocy wracał, tak samo przerażający i za każdym razem budził w niej ten sam niepokój, strach i gniew, tak jakby ona i ta dziewczyna były tą samą osobą. Tylko... co to mogło znaczyć? Kim był ten chłopak? Kim była ona sama? I dlaczego go zabiła? Przez ten cholerny sen tyle pytań rodził się w jej głowie.
Przestań! To TYLKO sen. Nie trzeba go analizować! - skarciła się, po czym podniosła wzrok. Gdy zobaczyła chłopaka i kota śpiących na podłodze, wspomnienia z wczorajszego dnia zaczęły powoli napływać i układać się w całość. Uśmiechnęła się delikatnie.

Wychodząc otworzyła okno by wywietrzyć pokój. Dopiero teraz zobaczyła że słońce dopiero co wzeszło.
Patrzyła chwilę na złote światło porannego brzasku. Przywodziło tyle wspomnień z minionych lat. Przypomniała też sobie Lucy Heartfilię. Nadal nic się nie zmieniła. Nadal była taka sama. Tak usilnie próbowała stłumić w sobie jej krzyk, wołający by nie opuszczała przyjaciół.
Ale ona dobrze wiedziała, że idąc samotnie zyska więcej. W końcu nie można wiecznie polegać na innych. Poza tym... nie zniosłaby smutku po ich śmierci. Nawet nie chciała go znosić. "Lepiej zapomnieć, lepiej porzucić."
Westchnęła i odeszła od okna. Gdy otworzyła drzwi jej wzrok mimowolnie powędrował w stronę chłopaka i jego kota śpiących przy łóżku.
- Przepraszam. - szepnęła i wyszła.
________________________________________________
I... cóż. To by było na tyle.
Wiem że trochę się spóźniłam z rozdziałem, ale sprawił mi on trochę kłopotów. Przede wszystkim - rozplanowanie akcji. I Teraz już mogę wam nieco zaspojlerować, że prawdy o Lucy dowiecie się w 3 albo 4 rozdziale, a o jej misji itd. w 4 albo 5.
Do tego czasu trwa konkurs!
Musicie zgadnąć gdzie jest Lucy i co ona ma wspólnego z Lilią. Możecie to interpretować na swój własny sposób, byle by napisać o Lucy. Dla tych, co odgadną prawidłowo - napiszę OneShot związany z Fairy Tali, oczywiście na zamówienie.
Odpowiedzi piszcie w komentarzach.
Myślę że zadanie jest dziecinnie proste, ale ja jako autorka raczej nie mam nic do gadania. :D
A więc - do zobaczenia przy kolejnym rozdziale!

* - Cytat z "Wybrańców" Kristin Cashore